Wspomnienia na żywo
Ireneusz Gesinowski, emerytowany dziennikarz, Białystok.
1. Ireneusz Gesinowski, emerytowany dziennikarz, Białystok.
2. W czasie marcowych wydarzeń pracowałem w Romecie w Bydgoszczy, jako naczelny redaktor gazety zakładowej "NASZA TRYBUNA". W gazecie postanowiłem wydawać specjalną wkładkę "Solidarność" (4 kolumny). Ukazywały się w niej materiały pisane m.in. przez Janka Rulewskiego, Antoniego Tokarczuka, Kazimierza Rosińskiego oraz dziennikarzy bydgoskich(Bożena Szymańska). Była "solą w oku" dla cenzury, Pomorskiego Wydawnictwa Prasowego: Komitetu Wojewódzkiego. Dlatego została zlikwidowana, dokładnie 13 grudnia. Pomieszczenie zaplombowano, a całe redakcyjne archiwum znikło bezpowrotnie. Zostałem bez pracy. To był poprostu odwet władz, za zaangażowanie się redakcji po stronie Solidarności. W opinii, którą otrzymałem, napisano, że byłem przeciętnym dziennikarzem, który uległ ekstremie Solidarności. Mam ją do dziś!
3. Co utkwiło mi w pamięci ? Chyba m.in. to, że kiedy Janek Rulewski był w szpitalu, pojechałem do Białegostoku, gdzie poprzednio pracowałem w "Gazecie Współczesnej". Zawiozłem tam taśmy magnetofonowe z nagraniem wydarzeń bydgoskich w Urzędzie Wojewódzkim, relacje Janka Rulewskiego, który leżał w szpitalu. Koledzy z białostockiego radia taśmy rozpowszechnili po radiowęzłach zakładowych. Odbyło się spotkanie środowiska dziennikarskiego, na którym opowiedziałem o wydarzeniach. W ten sposób starałem się przerwać blokadę informacyjną. Dla własnego bezpieczeństwa do Bydgoszczy wracałem już autostopem, m.in. cysterną z gorącym asfaltem(...). Po kilku latach dowiedziałem się, że bezpieka szukała tych taśm. Zrobiła nawet pozorowane włamanie do auta kolegi, który pracował w "Biazecie".
Wieńczysław Nowacki, polski rolnik
1. Wieńczysław Nowacki, polski rolnik, działacz opozycji w okresie PRL w Ustrzykach, ukończył Technikum Łączności w Poznaniu.
2. Zaangażowany w organizację rolniczej "Solidarności". Brał udział w organizowaniu trwającego kilkadziesiąt dni strajku zapoczątkowanego w Ustrzykach Dolnych, był sygnatariuszem porozumień rzeszowsko-ustrzyckich.
3. Po wydarzeniach bydgoskich byłem na strajku jako przedstawiciel Ustrzyk Dolnych, z Ustrzyk przyjechałem sam, zostawiłem gospodarstwo, kobietę. Nie bałem się, dałem radę. Byłem w Bydgoszczy w trzecim dniu strajku. Relację zrobiłem do Bieszczadnika, wydaliśmy specjalne wydanie gazety.
Ryszard Majewski, przewodniczący NSZZ
1. Ryszard Majewski, przewodniczący NSZZ RI w Poznaniu, Absolwent Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu, kierunek ogrodnictwo.
2. W marcu 1981r. uczestnik, przewodniczący obrad zjazdu zjednoczeniowego niezależnych organizacji rolniczych w Poznaniu, na którym powołano Ogólnopolski Komitet Założycielski „S” RI.
3. Od wydarzeń ustrzyckich się zaczęło. My usłyszeliśmy, że Ustrzyki protestują. Od razu wysłaliśmy delegata z naszej Rady Wojewódzkiej. Trzeba powiedzieć, że my jako Wielkopolska, nie byliśmy krzykliwi, ale lepiej zorganizowani niż inne województwa, poza bydgoskim. Był pomysł okupacji opery poznańskiej. Jak usłyszałem, co się dzieje w Bydgoszczy, zaraz na drugi dzień przyjechałem. Ciężko było tu zostawić wszystko. Tam była bardzo atrakcyjna sekretarka ZSL-u. Ona mówi, siedzisz z tymi chłopami, a ja mam chatę wolną, przyjdź do mnie nocować. Odrzuciłem te propozycję, bo uważałem, że to prowokacja. Prowadziłem działalność podziemną. Nie byłem internowany dzięki tutejszemu pierwszemu sekretarzowi, który miał serce i mówił, że im nie zależy na tym, aby jeszcze jedna data tutaj na krzyżach wisiała. I taka była jego zasługa w Wielkopolsce, aby chłopów tu nie aresztować. Ale Ubole mi proponowali, przykro powiedzieć, aby spisać deklarację współpracy. W zamian za karierę.
4. Przemiany oceniam zdecydowanie krytycznie. Niedopuszczalna rzecz, to, co się stało. Sprzedano majątek narodowy. Zapanował relatywizm. Przed wejściem do Unii Europejskiej miałem 5 hektarów ziemi. Jak się te zmiany zaczęły, to kupiłem 80 hektarów w tym czasie. A teraz przy obecnej polityce, kiedy my produkujemy, a nie możemy swoich produktów godziwie sprzedać, mogę zbankrutować w każdej chwili. Osiemdziesiąt procent handlu jest w rękach obcych.
Jan Harasimowicz, Strzelno
1. Jan Harasimowicz, Strzelno, magister farmacji, współwłaściciel apteki.
2. Farmaceuta, aptekarz, przewodniczący „Solidarności” w Strzelnie.
3. Pomagaliśmy rolnikom założyć „Solidarność Rolniczą", więc jeździliśmy tu po wsiach, ponieważ ja miałem autorytet jak proboszcz wśród ludzi. Chociaż łatwo tak nie było, niektórzy to psami traktowali. W świetlicach wiejskich organizowaliśmy zebrania i o dziwo była bardzo duża frekwencja. Ludzie byli zdezorientowani. Jeździliśmy po wszystkich okolicznych wsiach, byli z nami Tadeusz Kwiatoń, Stanisław Lewandowski. Ten pierwszy miał dar mowy do przekonywania, był bardzo wygadany. U nas były wybory naczelnika, oni chcieli swojego. Rozmawiałem z pierwszym sekretarzem PZPR, a dokoła zebrało się tylu rolników. Któryś z takich starszych rolników powiedział do mnie, magister ty patrz na ich ręce. Oni kartki już mają gotowe, podłożone. Ja pieczątkę stawiałem i ten nasz kandydat przeszedł, co myśmy go chcieli. Zorganizowaliśmy w Strzelnie bardzo dużo manifestacji. Na rynku było zgrupowanie, aby ludzie się jednoczyli. Czekaliśmy na przyjazd biskupa. Potem pokojowo się rozeszliśmy. Biskup dowiaduje się, że tam w Bydgoszczy pobili Rulewskiego, byli pobici. Biskup stąd od razu pojechał do Bydgoszczy. Potem pojechali rolnicy zorganizowaną grupą. Byliśmy przestraszeni, zdawaliśmy sobie sprawę, że to prowokacja. Jeździliśmy na Dworcową do rolników zaopatrzenie im zawozić, gdzie trwała okupacja budynku ZSL. Ja obawiałem się. Widziałem, że byłem obserwowany dzień i noc. W aptece na rynku to był taki punkt kontaktowy, gdzie Rulewski przyjeżdżał, Tokarczuk. A potem, by uniknąć podsłuchu, spotykaliśmy się u Stanisława Pijanowskiego w Głuchej Puszczy.
4. Jesteśmy dumni z tego, że tak postępowaliśmy, a nie inaczej. Możemy spojrzeć wszystkim z podniesioną głową. Rozczarowanie przyszło później po okrągłym stole. Nie możemy powiedzieć, że wszystko na nic. Przyczyniliśmy się trochę do walki z tym komunizmem.
Henryk Brejer, Nowe nad Wisłą
1. Henryk Brejer, Nowe nad Wisłą, emeryt, z zawodu introligator.
2. Pracowałem w schronisku dla nieletnich i zakładzie poprawczym w Nowym, byłem nauczycielem zawodu.
3. Wtedy odezwał się taki bunt w całym zakładzie. Dyrektor starał się jakoś manewrować. Był na tyle, starał się nam nie zaszkodzić. Słuchał, bo my byliśmy bardzo źli. Myśmy transparenty wieszali na budynk. Byliśmy nawet narażeni na to, że nas wysiuda z zakładu pracy, bo przecież nauczyciel musiał być poprawny politycznie zgodnie z tym, co się działo, nie z tym, co działo się w urzędzie, tylko zgodnie z frontem politycznym. Byłem wtedy zastępcą Związków Zawodowych „Solidarność”. To był ogromny bunt i złość, że coś takiego mogło nastąpić. Ludzie tworzyli zgraną grupę, którzy byli przeciwko tego typu działaniom, z którymi nie mogliśmy się pogodzić. Nasze zdanie było takie, aby nie było takich sytuacji nigdy więcej. To tworzyło taki front, gdzie jednoczyliśmy się z innymi. Zebrania, spotkania odbywały się w Świeciu. Byli tam ludzie z różnych środowisk, różnych zawodów.
Ja przeżywam to dalej, nie tylko to. Bo jestem z takich, podekscytowany, jak coś się źle dzieje. Pisałem transparenty, które żeśmy z kolegami wieszali przeciwko temu, co się dzieje. Zagrożeniem było wyrzucenie z pracy. Powinienem należeć zgodnie z ich intencją do PZPR. Tak to było, że nauczyciel powinien do partii należeć. Było nas trzech takich kolegów w zawodach pracujących. Myśmy stwierdzili, że nie pójdziemy tam. Tak czy owak zdecydowaliśmy, że pójdziemy do SD. Tam żeśmy poszli, żeby od PZPR-u się odczepić. Nie było to wielkie od nas poświęcenie, ale przynajmniej się odczepili. I znaleźliśmy w pewnym stopniu, tak po cichu poparcie.
4. Tamte wydarzenia były działaniami impulsywnymi, wywołanymi buntem ludzi. Myśmy mieli wszystkiego dosyć, co było przedtem. To było takie bardziej intensywne, mocne. Później nastąpiło takie przytłumienie, obojętność. Moim zdaniem każde takie działanie się opłaca w pewnym sensie, bo to daje pogróżkę tym, którzy to tworzyli, że może nastąpić gorzej. Teraz nie jesteśmy zadowoleni, to trzeba przyznać. Bo wydawało nam się, że to będzie rewolucja, która szybciej zmieni całość i będzie trochę inaczej. Ta „Solidarność” to nie taka „Solidarność”, na którą żeśmy liczyli.
Stanisław Szkuczek, Słubice
1. Stanisław Szkuczek, Słubice, pracuje jako zarządca nieruchomościami, zarządzam ponad 80 tys. m kw. powierzchni mieszkalnej.
2. Wówczas byłem nauczycielem zawodu, pracowałem w Przycach.
3. Byłem przejazdem w Bydgoszczy, w odwiedzinach u rodziny i właśnie interesowała mnie ta sprawa, pamiętam taką metalową bramę za Urzędem Miejskim, tam gdzie się rozgrywała pewna akcja, gdzie pana, panie Janku wtedy przycisnęli, stałem tam i byłem wówczas młodym człowiekiem i tak sobie wyobrażałem, jak ja bym się zachował w takiej sytuacji. Uczestniczyłem w tym ruchu, byłem jednym z organizatorów związku „Solidarność” Państwowych Gospodarstw Rolnych. Wtedy była ostra nagonka. Nasza szkoła dzieliła się pół na pół, połowa ludzi była prosolidarnościowa, połowa była mocno za tym drugim ugrupowaniem. Ja im to relacjonowałem, mówiłem, że widzę to zupełnie inaczej, ponieważ ci, którzy tam byli, potwierdzali, że zostaliście zaatakowani, chcąc mówić prawdę w tamtym czasie.
Włodzimierz Wdowiak, Strzelno Klasztorne
1. Włodzimierz Wdowiak, Strzelno Klasztorne, półrencista, emeryt, z zawodu ślusarz, kierowca, rolnik.
2. Prowadziłem gospodarstwo rolne, hodowałem gęsi.
3. Jesienią 1980 roku, było spotkanie, związki zawodowe organizowały kółka rolnicze, ja podczas takiego spotkania wstałem i powiedziałem, że zapiszę się się do „Solidarności”, a do związków nie. To im utkwiło, naczelnemu eSB-ekowi Kosmeckiemu, donosiciel w urzędzie pracował. Chłopy do niego chodzili i się spowiadali, on słuchał i wszystko przekazywał. Na mój temat to był artykuł w Pomorskiej. Jak było organizowanie struktur, to ja zostałem tymczasowym przewodniczącym na terenie gmin rolników, w lutym 1980 roku. Reakcj na wydarzenia w Bydgoszczy było oburzenie i człowiek zdawał sobie sprawę, co oni mogą zrobić i do czego są zdolni ci ludzie. Do dzisiaj to siedzi w głowie. Tego 19 marca, tu w Strzelnie była manifestacja, przemawiałem pod pomnikiem, to był apel poległych, od ręki żeśmy pisali w Domu Kultury i ja ten apel odczytywałem. To jeszcze tam był wymieniony Katyń. Byliśmy przygotowani, że nastąpi atak. Mówili mi, pilnuj się i bądź uczciwy, bo jak znajdą coś, to cię w więzieniu zgnoją.
4. To było duże nasilenie, Rosja naciskała i coś trzeba było robić, żeby się popisać przed starszym bratem, bo on rządzi. Nie chodziło o to, by się porozumieć ze społeczeństwem. Ludzie już mieli dosyć tego systemu, zagrożenie było, że gospodarstwa będą zabierali i robili nam kołchozy.
Ksiądz Zbigniew Drzał, proboszcz parafii św. Anny i Joachima w Gdańsku.
JR. Kim Pan był w 1981r. podczas bydgoskiego marca lub w jego okolicach?
ZD. W tym czasie w roku 1981 przygotowywałem się do matury w szkole w Gdańsku, w I Liceum Ogólnokształcącym, bardzo byliśmy blisko tych wydarzeń, w epicentrum historii. Przygotowywując się do egzaminu dojrzałości byliśmy świadomi tego, co się działo, gdyż stocznia jest zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynku szkoły i ten karnawał „Solidarności” był dla nas czymś ważnym.
JR. Czy rwało księdza zamiast do nauki jednak do uczestnictwa w tych wydarzeniach?
ZD. Oczywiście, oczywiście było to uczucie niesamowite, tu matura, przerażenie, a tu wielka historia, która się dokonywała na naszych oczach
JR. Co nauczyciele, rodzice?
ZD. Wszyscy byli rozbiegani tą sytuacją. Sytuacja nas przerastała, ale w sensie bardzo pozytywnym.
JR. Czy ksiądz pamięta coś szczególnego?
ZD. Pamiętamy ten moment prowokacji bydgoskiej, który dla wszystkich był takim niesamowitym podgrzaniem atmosfery, przecież wisiało wszystko na włosku, groźba strajku generalnego.
JR. Bali się?
ZD. Wszyscy mówili, że będzie jakaś konfrontacja i pamiętamy, te rozmowy toczyły się tutaj przecież w stoczni, więc pełno mieszkańców Gdańska gromadziło się tutaj pod bramą.
JR. Ksiądz tez był?
ZD. Oczywiście.
JR. A koledzy, koleżanki?
ZD. Bardzo dużo osób tu było, moich rówieśników również, te negocjacje, ta wielka dywagacja, co dalej.
JR. Czyli byliście takim biernym uczestnikiem tych negocjacji?
ZD. Tak, jak najbardziej, czy ma być strajk generalny, czy nie.
JR. A ksiądz za czym się opowiadał?
ZD. Ja słyszałem wtedy, że głos kardynała Wyszyńskiego był głosem umiaru.
JR. I ksiądz poszedł za tym głosem?
ZD. Oczywiście, szedłem za tym głosem, wiedząc, że prymas wie lepiej i te decyzja przedłużyła istnienie „Solidarności” o wiele miesięcy. Jeszcze wiele dobra się stało. Myślę, że to było bardzo opatrznościowe, że prymas Wyszyński jeszcze żył, bo przecież żył jeszcze niedługo, więc był jeszcze potrzebny widocznie tutaj Polsce. Pan Bóg go zachował, żeby ten głos rozsądku, bardzo trudny w tamtych okolicznościach, bo była przecież ogromna determinacja, żeby zareagować stanowczo oporem i takim protestem, żeby jednak stonować tę postawę, żeby przedłużyć życie tego wydarzenia. To i tak by się skończyło konfrontacją i myślę, że te okoliczności sprawiły, że ta konfrontacja nie była tak drastyczna.
JR Minęło 35 lat, jak ksiądz ocenia swój udział?
ZD. Ja tu pod tymi Trzema Krzyżami spotykam się z młodzieżą od dwudziestu lat 1 listopada. Staramy się to miejsce ożywić, modlitwą, z różnych środowisk, z całego Gdańska, łączymy się też z innymi miastami przez Tv Trwam. To się nazywało Litania Miast. Szykujemy się już w przyszłym roku będą światowe Dni Młodzieży. Młodzież, która przybędzie z całego świata, będzie tu korzystała z gościny. Mogę zdradzić to, że też będą tu pod Trzema Krzyżami. Pokażemy im ten skarbiec, bo to, co tutaj było to jest oko cyklonu. Tutaj wybuchł wulkan, który rozsadził te betonowe płyty. Symbolika tego pomnika jest niesamowita. Betonowa posadzka została rozsadzona, uniosła się w górę i ten ogień, który tu płonie jest to ogień „Solidarności”, ogień Ducha św., który Jan Paweł II tu spraszał dla Polski, on się tu objawił.
Sylwester Guzowski, Bydgoszcz
1. Sylwester Guzowski, Bygdoszcz, lat 78, emeryt, filatelista.
2. Pracowałem jako ślusarz narzędziowy w Eltrze. Byłem w komitecie strajkowym. Mając legitymację wiceprzewodniczącego, mogłem uczestniczyć w naszych spotkaniach. Zajmowałem się kolportażem znaczków i gazet.
3. To był szok dla nas, całe to pobicie. W każdym razie jak był strajk chłopski na Dworcowej, to chodziłem tam. Najwięcej było tam chłopów. Wszyscy byli zaszokowani, po prostu chcieli walczyć o swoje. To była niesprawiedliwość, która trwała. Robotnik, chłop – to był w ogóle nieszanowany na wiosce. Ja byłem kolporterem gazet i znaczków, tych które były widywane nielegalnie. W domu miałem nie raz spotkania z innymi kolegami, którzy przyjeżdżali i się spotykaliśmy w moim mieszkaniu albo ewentualnie gdzie indziej. Najbardziej miałem kontakt z panem Gruchalskim, to był filatelista z Bydgoszczy. Najpierw pracował na ul. Dworcowej, potem na Gdańskiej i on miał duży dostęp do ludzi, którzy przyjeżdżali do Bydgoszczy i wymienialiśmy się. Ja byłem filatelistą od 1960 roku. Także mam bardzo duże zbiory filatelistyczne. Wystawiałem znaczki na ponad 30 wystawach. Największe moje kolporterstwo to było w bazylice ze Stefanem Pastuszewskim. Znaczki mam do dzisiaj. Teraz dużo jest podróbek. Jedynie można poznać po papierze, ale to jest trudne.
4. Myśmy walczyli, tak jak kiedyś mój ojczulek walczył o wolną Polskę w „cudzie warszawskim”. Był ranny i nie mógł ani słowa powiedzieć, przyznać się do końca życia. Ja też walczyłem, idąc nawet do was, jadąc do Bazyliki, samochód zostawiałem o kilka ulic dalej. Szedłem pieszo, tych panów z tą klapką to pełno ich było, a nie byłem rejestrowany, także mogłem i ulotki i wszystko nosić do zakładu. Mamy tę wolną Polskę, a inne sprawy to troszeczkę jesteśmy zabiedzeni. Bieda doskwiera najbardziej.
Tomasz Metryka, nauczyciel muzyki
1. Tomasz Metryka, nauczyciel muzyki, organista w parafii w Rojewie.
2. Byłem studentem Wychowania Muzycznego w Bydgoszczy.
3. Byłem jednych z tych, którzy pojechaliśmy pod Urząd Wojewódzki i z drugiej strony ulicy spod Poczty Głównej obserwowaliśmy, co się dzieje. Ludzie nadchodzili wielkimi grupami. Coś się wydarzyło. Nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze bardzo, co się w środku wydarzyło. Wiedzieliśmy, że pobito ludzi, którzy tam protestowali. Stąd żeśmy czekali. Potem przeszliśmy kolejno koło dworca pkp, gdzie miał o w pół do czwartej przemawiać Lech Wałęsa. Koledzy reagowali tak samo, byliśmy ludźmi, którzy chcieli zmian, mimo że nie mieliśmy na to wpływu. Strajkowaliśmy, ale strajkowaliśmy w sprawach studenckich, tam nie mogliśmy pomóc, ale byliśmy taką stroną, która przynajmniej kciuki trzymała. Nie było czasami łatwo, straszono milicją. Byliśmy tam dobrowolnie, często nawet zamieniając zajęcia z kolegami, chcieliśmy tam być.
4. Dobrze, że był ten Marzec Bydgoski, ponieważ ludzi to wzmacniało. Kiedy było już ciężko, kiedy było już wiadomo, że chyba ZOMO wszystko zrobi, to ludzie się odnawiali w ten sposób, że gdzieś tam coś zaistniało, coś się wydarzyło i faktycznie podtrzymywało to naród na duchu. To zaangażowanie miało sens, bo jesteśmy w kraju wolnym, w kraju, gdzie nam Związek Radziecki nie dyktuje, co mamy robić, chociaż straszy nas teraz Rosja. Kiedyś repertuar muzyczny w szkole był odgórnie narzucony, a dziś można śpiewać to, co dzieci lubią.