Wspomnienia na żywo
Eugeniusz Rutkowski, Bydgoszcz, przewodniczący KZ NSZZ
1. Eugeniusz Rutkowski, Bydgoszcz, przewodniczący KZ NSZZ „Solidarność” Szpitala Uniwersyteckiego w Bydgoszczy.
2. Członek „S” w Zjednoczeniu Technicznym Obsługi Rolnictwa w Bydgoszczy. Byłem też łącznikiem (kurierem) między siedzibą MKZ „Solidarność” w Bydgoszczy a moim związkiem w pracy. Na powielaczu, w ukryciu przed dyrekcją powielaliśmy informacje, ulotki, odezwy, fragmenty z „Serwisu informacyjnego” wydawanego przez MKZ „Solidarność”.
3. 19 marca 1981r. dowiedziałem się w pracy, że na sesję WRN zaproszono związkowców. Nawet pomyślałem sobie – „Niech Janek im wygranie o co walczymy, co myślimy o tych kolesiach z Urzędu, aparatczykach partyjnych”. Pod koniec pracy pobiegłem z kolegami pod Urząd Wojewódzki licząc na to, że może sesja już się skończyła i doszło do jakiegoś porozumienia. (…) To, co się stało na zakończenie sesji dolało oliwy do ognia. Nie lubiłem MO – od tego momentu znienawidziłem. Nie lubiłem komuchów – od tego momentu uznałem ich za moich głównych wrogów. Nie darzyłem sympatią urzędników WRN – od tego momentu nie wierzę w ich słowa. (…) Patrząc na zdjęcia pobitych – Rulewskiego, Łabentowicza, Bartoszcze – jeszcze bardziej się z nimi solidaryzowałem. Modliłem się, aby doszli do pełni sił i nie poddali się. Wewnątrz czułem, że cały związek jeszcze bardziej się teraz zjednoczył.Myślę, że te wydarzenia pokazały całej Polsce, jak bardzo niewygodna dla rządzących była „Solidarność”, jak bardzo chcieli ją zniszczyć już na samym początku jej istnienia.
4. Czy to, o czym wówczas marzyłem zostało spełnione? Z perspektywy czasu powiem, że tylko częściowo. Komuna padła, ale rządy niezbyt solidarne. (…) Dziś nie przeszkadza mi, że Janek Rulewski – bohater Marca 1981 – jest senatorem. Jestem pewny, że nadal jest z tymi, którzy byli przy nim, gdy tego potrzebował. Żyję w wolnym – dzięki „Solidarności” kraju, w którym jest nadal wiele do zrobienia. (…) Moje marzenia sprzed ponad 20 lat były inne. Byłem pewien, że w XXI wieku zniknie temat mieszkań, pracy, bezrobocia. Zrujnowany przemysł, rolnictwo, brak pracy, perspektyw dla młodych, rosnąca emigracja zarobkowa, kulejąca, wręcz chora służba zdrowia, coraz droższa nauka to nie wina ludzi pracy, społeczeństwa. To wina kolejnych ekip rządzących, które mają receptę na wszystko tylko przed wyborami.
Alfons Spudych, Bydgoszcz
1. Alfons Spudych, Bydgoszcz.
2. Byłem konstruktorem w biurze konstrukcyjnym Fabryki Maszyn i Urządzeń Przemysłu Spożywczego „Spomasz” w Bydgoszczy. Na początku września 1980r. zaczęła się w zakładzie tworzyć „Solidarność”. Ja osobiście zaangażowałem się jako członek grupy inicjatywnej. Zostałem wybrany na funkcję wiceprzewodniczącego związku w naszym zakładzie. Część naszych żądań, jak pamiętam była przez dyrekcję spełniona. Ja, cały czas aż do stanu wojennego starałem się bardzo, aby w swoim zakładzie prowadzić regularną pracę związkową, przekazując ludziom maksymalnie wiele informacji i materiałów, gazetek i wydawanych w Bydgoszczy „Wolnych Związków”. funkcje wiceprzewodniczącego w naszym zakładzie. (…) W czasie wiosny 1981r. byłem nieetatowym drukarzem ulotek i gazetek związkowych pracując na „sitodrukach”, oczywiście po pracy mojej zawodowej.
3. Nie wiem, kiedy i jak dowiedziałem się o przerwanej sesji w gmachu WRN, w której brała udział delegacja Związku. Było to 19 marca 1981r. Mówiono o pobiciu Jana Rulewskiego i innych działaczy. Następnego dnia wiedzieliśmy więcej o tym, co się stało. Wtedy pamiętam, że partyjniacy w moim zakładzie bardzo się bali i sprowadzono to ochronę milicji i SB-ków. Jednak tamci nie interweniowali. Mój zakład, na apel związku wziął udział w pogotowiu strajkowym. Część naszych żądań, jak pamiętam była przez dyrekcję spełniona. Ja, cały czas aż do stanu wojennego starałem się bardzo, aby w swoim zakładzie prowadzić regularną pracę związkową, przekazując ludziom maksymalnie wiele informacji i materiałów, gazetek i wydawanych w Bydgoszczy „Wolnych Związków”.
Barbara Spudych, Bydgoszcz
1. Barbara Spudych, Bydgoszcz.
2. Pracowałam jako technik – analityk w Przychodni Sportowo-Lekarskiej w Bydgoszczy. W moim zakładzie powierzono mi funkcję ds. kontaktów z MKZ. Odbierałam gazetki, plakaty, ulotki i różne pisma drukowane na powielaczu.
3. Nie pamiętam, o której godzinie 19 marca dostałam wiadomość, że nasi związkowcy nie chcą opuścić sali obrad WRN, było to gdzieś ok. 15, tak sądzę. Nie pamiętam też, kiedy i od kogo dowiedziałam się o pobiciu przez milicję J. Rulewskiego, M. Łabentowicza, M. Bartoszcze. Dzień lub dwa później pojechałam do szpitala, zawiozłam tam wiązankę kwiatów dla J. Rulewskiego. Udało mi się zajrzeć i podać kwiaty. Widziałam go, lecz nie mogłam z nim rozmawiać. Do dziś pamiętam, że cały szpitalny pokój był w kwiatach. (…) Gdy po paru dniach Związek ogłosił pogotowie strajkowe zorganizowałam „wyprawkę” dla męża (koce, żywność, picie itd.), byłam przygotowana na wszystko. W czasie właściwie zamkniętego posiedzenia KKP w klubie ZNTK 23 i 24 marca, z niepokojem, ale też z nadzieją, jak wielu z nas ludzi i mieszkańców miasta czekałam na wiadomości, często podawane w „Serwisie Informacyjnym”. Dostarczałam ulotki i informacje z obrad ZNTK znajomym oraz zbierającym się ludziom na ul. Zygmunta Augusta.
Zygfryd Szeffs, Bydgoszcz
1. Zygfryd Szeffs, Bydgoszcz.
2. Inspektor kontroli w Przedsiębiorstwie Robót Instalacyjnych Budownictwa Rolniczego w Bydgoszczy.
3. 19 marca 1981r. po powrocie z pracy do domu dowiedziałem się, że w siedzibie Wojewódzkiej Rady Narodowej przy ul. Jagiellońskiej doszło do szarpaniny, a na obradach radnych nie dopuszczono do głosu Jana Rulewskiego, przewodniczącego bydgoskiej „Solidarności”. Pobito trzech działaczy: Rulewskiego, Bartoszcze, Łabentowicza. Wieczorem w telewizji, w krótkiej migawce pokazano pobitych i leżących w szpitalu związkowców. W następnym dniu w pracy wśród kolegów i koleżanek rozgorzała dyskusja na temat tych wydarzeń, a przede wszystkim brutalnego zachowania się władzy i milicji. Właściwie wszyscy uznali, że od początku władze chciały zniszczyć Związek i miały zamiar pobić jego delegację, która chciała mówić o strajku chłopów i o brakach w zaopatrzeniu w żywność. (…) Po późniejszych tendencyjnych informacjach prasowych w „Gazecie Pomorskiej”, oskarżających działaczy związkowych o łamanie prawa, ja i najbliżsi koledzy byliśmy pewni, że są to kłamstwa i za nimi stoi partia. A znowu z rozmów z partyjnymi było widać inną ocenę wypadków. Uważali oni (pewnie na odgórne zlecenie), że to właśnie „Solidarność” chce wywołać jakieś burdy w kraju. Pamiętam, że potem nastąpiły dymisje w kierownictwie Urzędu Wojewódzkiego. (…) Reakcja ludzi było różna – jedni śledzili wszelkie informacje, inni machali ręką i mieli to „gdzieś” – szczególnie ci pracownicy, którzy do pracy na różnych budowach dojeżdżali z okolicznych miejscowości. (…) Ja, moja rodzina i koledzy z pracy czuliśmy, że sytuacja jest napięta i to właśnie na skutek akcji milicji przeciwko bydgoskiej „Solidarności”.
Iwona Balcerzak, Bydgoszcz.
1. Iwona Balcerzak, Bydgoszcz.
2. Uczennica IV klasy maturalnej w Liceum Poligraficznym w Bydgoszczy.
3. 19 marca 1981r. wracając ze szkoły o godz. 17 obok budynku WRN-u przy ul. Jagiellońskiej zauważyłam, że zaczął gromadzić się tłum ludzi. Nic nie można było się dowiedzieć, jedynie to, że przerwano sesję w WRN-ie, a na sali są jeszcze działacze bydgoskiej „Solidarności”. Wśród tłumu panował chaos, pojawiały się sprzeczne informacje. Wieczorem około godziny 20 wracałam od koleżanki, z którą przygotowywałyśmy się do matury z języka polskiego. Czekałam na autobus przy ul. Mickiewicza. Wtedy oczom ukazał się straszny widok. Ulicą jechały milicyjne duże samochody marki star. Pełne były milicjantów, każdy kto żył w tych czasach wie, że były to oddziały ZOMO, specjalne jednostki do tłumienia demonstracji w Polsce. Ludzi, którzy stali na przystanku ogarnął strach. Ktoś powiedział, że jadą w kierunku śródmieścia. Wtedy skojarzyłam, że jadą do WRN-u przy ul. Jagiellońskiej tam, gdzie po południu stał tłum ludzi. W głowie miałam Mickiewicza i Słowackiego oraz walkę narodowo-wyzwoleńczą, a w sercu strach. Poczułam prawdziwą niemoc i żal, że nie jestem w stanie nic zrobić. W nocy słuchałam z rodzicami radia Wolna Europa. Były już pierwsze wiadomości o przerwaniu rozmów i pobiciu na sesji w WRN-ie Jana Rulewskiego, Michała Bartoszcze, Mariusza Łabentowicza.
4. (…) Uważam, że Bydgoski Marzec przeszedł do historii Polski jako demonstracja siły PRL-u wobec Polaków.
Jadwiga Pasturczak, Bydgoszcz
1. Jadwiga Pasturczak, Bydgoszcz. 2. Byłam instruktorką jazdy konnej. W Janowie k. Nowego Dworu niedaleko Koronowa, prowadziłam jazdy w Ludowym Klubie Sportowym „Deresz” jako wykwalifikowany instruktor Polskiego Związku Jeździeckiego.
3. Do domu w Bydgoszczy przyjeżdżałam na dwa dni w tygodniu. Jak wiele osób z mego otoczenia z pewną sympatią i nadzieją patrzyłam na rozwój ruchu niezależnego „Solidarność”. Tym bardziej, że zaangażował się w nim mój syn – Marek. W marcu 1981r. zaniepokoiłam się, kiedy dowiedziałam się o strajku okupacyjnym w budynku ZSL przy ul. Dworcowej i o udziale w nim mojego syna. Następnie 19 marca „wybuchła” sprawa z pobiciem w siedzibie WRN działaczy „Solidarności”. Bałam się jak wielu ludzi, co będzie dalej. Telewizja podawała, a prasa ciągle pisała o tym, że to „Solidarność” swymi żądaniami chce „rozwalić” państwo. Po 20 marca poszłam do budynku ZSL, przyniosłam trochę żywności. Mój syn dość szczegółowo opowiedział o tym, co stało się 19 marca w gmachu WRN. Umówiliśmy się na dalsze kontakty telefoniczne. Niecierpliwie na nie czekałam w domu w Bydgoszczy. Coś wówczas wisiało w powietrzu. Praso, radio i telewizja cały czas informowała, że odpowiedzialność za te wydarzenia ponoszą ludzie z ”Solidarności”. Ja właściwie nie wierzyłam w te wiadomości z prasy i telewizji. Będąc w mieście widziałam i czytałam wiele ulotek „Solidarności”, też tych ze zdjęciami pobitych w województwie. Ludzie korzystający z jazd oraz okoliczni mieszkańcy Janowa mieli podzielone opinie – jedni uważali, że władze bardzo źle i brutalnie postąpiły, a inni, że niepotrzebnie związkowcy chcieli „na siłę” pokazać swoje poglądy i żądania w czasie obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej.
4. Do końca strajku chłopskiego, tam gdzie był mój syn Marek, byłam całym sercem z nim, wierząc w słuszność sprawy i pomyślne jej rozwiązanie. Tak dziś sprawę strajku i akcję milicji przeciw „Solidarności” pamiętam. |
Andrzej Bogucki, Bydgoszcz.
1. Andrzej Bogucki, Bydgoszcz. 2. W latach pierwszej „Solidarności” 1980-1981 i w stanie wojennym do 1982r. studiowałem historię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Jednocześnie pracowałem jako kontroler jakości pomiarów elektrycznych w Zakładzie Remontowo-Montażowym „Spomasz” Poznań, oddział Bydgoszcz, ul. Jasna 34. W tym zakładzie pełniłem społecznie funkcję przewodniczącego Komisji Oddziałowej NSZZ „Solidarność”. 3. (…) W związku z wydarzeniami w dn. 19.03.1981r. w mieście zaktywizowało się kilkadziesiąt tysięcy antykomunistycznych mieszkańców Bydgoszczy. Jako przewodniczący komisji zakładowych „Solidarności” rozprowadzaliśmy materiały i informacje o prowokacji władz komunistycznych wobec „Solidarności”. Podczas gdy nasi liderzy „Solidarności” przebywali w Urzędzie Wojewódzkim, ja stałem w tłumie Bydgoszczan obok budynku Narodowego Banku Polskiego. Przez cały dzień wojsko i ZOMO psychicznie terroryzowały mieszkańców naszego miasta, demonstrując pokaz siły tj. przemieszczanie się oddziałów po mieście. (…) Nie daliśmy się sprowokować, chociaż w tym tłumie wyczuwało się obecność SB-ków. Trzymaliśmy się tłumnie solidarnie po to, aby nasi przedstawiciele znajdujący się w Urzędzie Wojewódzkim mieli nasze wsparcie. 4. Ponieważ wydarzenia Marca 1981 roku w Bydgoszczy, w których aktywnie uczestniczyłem, utrwaliły się w mojej pamięci jako najważniejsze moje przeżycie osobiste wielkiego przełomu politycznego postanowiłem trwale je uwiecznić. Zamówiłem wykonanie olejnego obrazu, które wykonał mój przyjaciel artysta malarz Jerzy Puciata. Koszty tego obrazu były takie, że zaciągnąłem pożyczkę i spłacałem ją cały rok. Obraz ten wisi do dnia dzisiejszego w moim domu na honorowym miejscu. |
Aleksander Wiśniewski, Bydgoszcz
1. Aleksander Wiśniewski, Bydgoszcz.
2. Byłem przewodniczącym Komisji Koła Związkowego – małej na tamte czasy (50 członków) organizacji związkowej. Niemniej dumny byłem, że wchodząc w skład Komisji Zakładowej Węzła PKP Bydgoszcz biorę udział, czynny udział w zachodzących w kraju zmianach.
3. „Solidarność” coraz pewniej i głośniej domagała się wolności, prawdziwej wolności dla nas wszystkich. Wolności słowa, niezależnego zrzeszania się, wolności zgromadzeń. Także legalnego działania – rejestracji „Solidarności” Rolników. (…) Spoglądałem na tych wszystkich stojących, rozmawiających ze sobą ludzi przed gmachem urzędu. Czy się boją? A czy ja się boję? Mówiło się przecież o radzieckich manewrach i co gorsza o jakiejś koncentracji sił milicji wokół Bydgoszczy. (…) Tam, w urzędzie jest „ekstrema” Rulewski, Tokarczuk, Łabentowicz. (…) Co jakiś czas docierały do mnie coraz bardziej niepokojące wieści. Napięcie narastało. Jakieś strzępy informacji – gmach urzędu zamknięty, coraz więcej milicji w parku. Milicja jest na Sali obrad. Naszym każą opuszczać urząd, bo inaczej będzie rozwiązanie siłowe. Jak zawsze dotąd, tak i teraz „komuchy” załatwili sprawę po swojemu. (..) Rulewskiego przynieśli, w kocu chyba. Dowiaduję się, że pobito także Łabentowicza i jakiegoś starszego rolnika (Bartoszcze). Czy to koniec ledwie zaczętej wolności? (…) Dochodzą informacje, że Wałęsa, prymas Glemp, prezydium Krajówki są powiadomieni. Wałęsa, Bujak już jadą do Bydgoszczy. Cieszę się z tego powodu. Nie zostawiono nas. „Solidarność” jest solidarna. Nadzieja choć mocno pobita, nie umiera. (…) Rulewski, Łabentowicz i Bartoszcze byli już w szpitalu. Czy byli bezpieczni, tego nie wiedziałem. Pytanie, czy ja, a raczej czy zdjęcia pobitych, które miałem zanieść na dworzec kolejowy są bezpieczne. Przecież muszę je dostarczyć maszynistom.(...).
4. Dzisiaj Jan Rulewski jest senatorem RP, Łabentowicz mieszka w Kanadzie, Roman Bartoszcze nie żyje…a mnie zostały jedynie okruchy wspomnień tamtych dni.
Zygmunt Sobolewski, Wrocław, emeryt kolejarski.
1. Zygmunt Sobolewski, Wrocław, emeryt kolejarski.
2. Był pracownikiem PKP Automatyki i Telekomunikacji, członkiem Prezydium Okręgowej Komisji Porozumiewawczej Kolejarzy NSZZ „S” we Wrocławiu, koordynator kolportażu pism "S" na terenie PKP.
3. Działacze „Solidarności” mieli nadzieję, że uda im się wykorzystać salę obrad WRN do publicznego poparcia postulatów strajkujących chłopów. Niestety nie dopuszczono ich do głosu, a w momencie, gdy próbowali protestować, zostali ciężko pobici przez wezwaną na salę obrad milicję. (…) W społeczeństwie polskim wściekłość wobec postępowania władz ścierała się z obawami przed interwencją sowiecką. Ale też społeczeństwo jak nigdy było zdeterminowane i zapowiedź najpierw strajku ostrzegawczego, a następnie strajku generalnego aż do odwołania, przyjęto z aprobatą. (…) Nastroje społeczne były bardzo radykalne. Sytuacja w kraju była bardzo napięta. Zaognianie się sytuacji zastopowało dopiero podpisane wieczorem 30 marca 1981r. w Warszawie porozumienie między władzami a kierownictwem „Solidarności”.
4. (…) Dla mnie jest pewne, że i doradcy Komisji Krajowej „Solidarność” i Lech Wałęsa podjęli wówczas najlepszą z możliwych decyzji i nie pozwolili podpalić Polski, do czego bardzo chciał doprowadzić ten, kto wysłał milicję do siedziby WRN, aby sprowokować Związek do radykalnych decyzji. W każdym razie nie ulega wątpliwości fakt, że Bydgoski Marzec 1981 roku stał się ważną datą w najnowszej historii Polski, bowiem wtedy nastąpiła niespotykana wcześniej mobilizacja polskiego społeczeństwa.
Ignacy Nowacki - emeryt, Bydgoszcz
1. Jestem emerytem, życie nie jest łatwe, codziennie napotykam na problemy, są one inne niż te sprzed kilkunastu lat, mają inny charakter.
2. W okresie Bydgoskiego Marca pracowałem w Libii jako kierowca, praca nie była łatwa, zajmowała często 12 godzin dziennie, ale zawsze pozostawałem wierny mojej Ojczyźnie oddolnej o kilkaset kilometrów. Gdy się dowiedziałem, co się dzieje w Polsce, w Bydgoszczy postanowiłem działaś. Ogłosiłem zbiórkę pieniędzy. Zebraliśmy 2 tys. dolarów. W tamtym okresie były to ogromne pieniądze. Jeden tysiąc zamierzaliśmy przeznaczyć na powodzian, których w tym czasie w Polsce było dużo po wielkiej powodzi, jaka dotknęła nasz kraj, drugi tysiąc na robotników strajkujących na Dworcowej 87 w Bydgoszczy. Pieniądze ukryłem w bieliźnie i wyruszyłem do Polski, z narażeniem życia, bo jakby straż graniczna odkryła sumę pieniędzy, jaką przewożę, trafiłbym do więzienia.
Na szczęście się udało i dotarłem do Polski, z lotniska zostałem eskortowany do Bydgoszczy, ponieważ władza myślała, iż przewożę pieniądze jedynie na powodzian.
W Bydgoszczy przekazałem 1000 dolarów na strajkujących i rolników i 1000 na powodzian.
3. Z tamtego okresu pamiętam strach ale również silną determinację, aby pomów moim rodakom4. Walka i determinacja się opłaciła, jednak nie została doceniona w obecnych czasach, w których żyję na skraju możliwości finansowych.